No i wczorajsze urodziny były super. Moi "Santiagowcy" przygotowali mi party niespodziankę, był nawet tort i szampan. Jak oni to zorganizowali po 30 km drogi i zmęczeniu owiane jest tajemnicą - super 30-ste urodziny, wzruszyłam się na maksa. Na śniadanie były więc resztki tego tortu - nie ma to jak kalorie z rana. Postanowilismy zrobić znowu 30 km - udało się nawet 32 km. Pogoda sprzyjała, 24 stopnie, chmurki, dobra pogoda na taką wędrówkę - jeden z łatwiejszych dni, chociaż długich, jednak po urodzinowym party, które skończyło się o 21.55 - najkrótsze świętowanie ever.
O 22 zamykają albergue, więc potem można już tylko czekać do rana, aż otworzą drzwi. Dziś śpimy w St.Domingo de la Calzada. Super albergue, duże i fajne sale. Jest tutaj też bardzo znana Katedra, w środku której znajduje się klatka z dwoma kogutami, które robią kuku ryku kiedy chcą - ha ha 4 razy nam zapiały, podobno to przynosi szczęście na Camino. I jeszcze wdrapaliśmy się na wieżę, tylko 132 stopnie, jękanie co 2 stopień, bo nasze nogi mają na liczniku 215 km no i jeszcze jedno info: aktualnie podążamy do Santiago w 6 osobowym składzie. Dziś pożegnaliśmy jednego z włoskich podróżników Luciano. Mamy mieszane uczucia z Moniką co do całej jego rezygnacji z dalszej drogi. W sumie bez szczegółów wiemy, że na Santiago czasem dzieją się rzeczy, których nie rozumiemy. I małe sprostowanie - do 7 dnia byliśmy cały czas w Navarra, więc kraina wina otworzyła się przed nami pod koniec 7 dnia. Jesteśmy teraz w 6 osób i czujemy, że mamy silną więź. l ja to nazywam santiagową familią. Mamy dużo przemyśleń i to wszystko sprawia, że wieczorem trwają owocne dyskusje. Buena Nocche.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz