7.08.2013

Day 6 Villamayor de Monjardin - Viana

Rozpoczęliśmy wszyscy jak jakieś torpedy. Na początek 14 km z Villamayor de Monjardin do Los Acros. Piękne krajobrazy i wiele lekkich wniesień. Chociaż ja musiałam zmagać się z monotonnością trasy. Monika z kolei świetnie odpływa, więc nie ma to jak radość z wędrowania. W końcu pojawiło się Los Acros a tam nasi włoscy przyjaciele, pośpiewaliśmy włoskie przeboje: Parole, Parole, Parole, aż tu nagle Rafaele śpiewa Bowiego. Szok. mówi nam, że gra też na gitarze i pianinie. A kiedyś przez ponad 15 lat trenował judo. Robimy z Monią wielkie oczy.
Żegnamy się z Los Acros a zmierzamy do Torres del Rio. Trochę górzyście, trochę stromo, upał i te same warunki, w końcu to espaniola. I nagle po 7 km pojawia się to małe miasteczko. Stamtąd już tylko 9 km do Viana, naszego noclegu. Śpimy w Albergue Munticipiale, co oznacza miejskie schronisko, 6 euro, ale warunki takie, że nawet ja mam lekkie wątpliwości, a po tej pierwszej 30-sto kilometrowej trasie czeka nas noc na 3 piętrowych łóżkach. Ha ha i oczywiście mamy z Moniką 3 piętro. Miałyśmy wielkie obawy, że primo, to spadniemy, secundo, jak stamtąd zejdziemy rano??? Udało się, ale drżę do teraz na myśl o tych akrobacjach o 5 nad ranem, ciemno jak w d... a tu ludziom po głowach chodzimy. Skoro nocleg tani, to kolacja full wypas. Mamy już trzy tradycje:
1. Pijemy piwo po wędrówce, wiadomo po co - w celach leczniczych;
2. Robimy wspólne foto krzycząc herba life, bo nasi włoscy companieros się tym dokarmiają na szlaku, ryczymy z tego ze śmiechu;
3. Machamy jak królowa Elżbieta II, bo Monika ma ksywę Quinn - i tak już pewnie zostanie.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz